To właśnie dlatego uważa się, że około 40. roku życia pojawia się kryzys w małżeństwie. Po 10 latach przestaje nam się chcieć. Jak wynika z danych naukowców Uniwersytetu w Bernie, którzy przeprowadzili badania na 160 tysiącach osób w wieku 25-70 lat, po 10 latach związku stajemy się dużo mniej zaangażowani. Kryzys w małżeństwie może być trudnym doświadczeniem, ale można go przezwyciężyć. Kiedy małżonkowie czują, że ich relacja jest zagrożona i nie są w stanie poradzić sobie sami, powinni udać się do psychologa. Psycholog pomoże im zidentyfikować i rozwiązać problemy, które doprowadziły do kryzysu oraz nauczy ich technik Nie bójcie się poruszania trudnych tematów. Jeśli coś was „gryzie” i zauważacie pewne obszary, które powodują kłótnie lub niepokój w waszym małżeństwie, zróbcie coś z tym! Nie bójcie się o tym rozmawiać, licząc, że one same miną. Nie pozwólcie, by wasza duma, wstyd czy finanse powstrzymały was przed tym. Mgr Magdalena Golicz Psycholog , Chorzów. 84 poziom zaufania. Zachęcam do spotkania z psychologiem psychoterapeutą. Jest Pani w kryzysie, byc może także w depresji. Ważne, żeby podjęła się Pani diagnostyki i leczenia. Zważywszy na trudności dojazdowe, może warto spróbować skorzystać z gabinetów online. Autor: Piotr (---.takas.lt) Data: 2003-06-23 06:56 Witam Zofio kazdy czlowiek potrzebuje by go ktos wysluchal, i zrozumial , potrzebuje miec swoje ja. Jedni lekko sie poddaja wplywowi inych osob, inni zas nie. w twoim wypadku widocznie odebralas mezowi pole do popisu, zbyt wiele mu nawiazujesz, wymuszasz go myslec jak chcesz tego ty, niepozwalasz miec swego zdania, on nie moze zrealizowac Kryzys w małżeństwie może nastąpić na skutek utraty pracy przez jednego z małżonków albo przeciwnie - w przypadku jego awansu na wyższe stanowisko. Sytuacje konfliktowe stanowią też remonty, przeprowadzki, problemy finansowe, choroby, traumatyczne przeżycia, śmierć bliskich osób. . Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 22:07 Witam, pisze na forum bo nie mam z kim o tym pogadać. A sytuacja mnie 3 lata po ślubie, przed ślubem byliśmy 4lata razem. Przed ślubem były wzloty i upadki. Raz lepiej raz gorzej ale zawsze udawało Nam się przejść problemy i żyć dalej. Po ślubie sytuacja się zmieniła. Kupiliśmy dom wzięliśmy kredyt. Nie mamy dzieci, mój mąż nie może mieć dzieci. Ja nie nalegam, kilka razy padło słowo in vitro. Ale mąż twierdzi że to jest drogie i na tym temat ucichł. Przed ślubem to ja zarabiałam kilka razy więcej od męża niestety jakiś czas temu sytuacja się odwróciła. A co za tym idzie zmieniła się nasza sytuacja materialna. Nie jest kolorowo, nie odpływy w luksusy ale stać nas raz do roku na zagraniczne wakacje, wypad na weekend. Niestety dla mojego męża to za mało, przyzwyczaił się do poprzedniej sytuacji i do tego że nie musieliśmy liczyc pieniędzy bo zawsze było ich nadto i nie przejmowaliśmy się sprawami bieżącymi jak rachunki czy zakupy. Teraz wygląda to inaczej ale mi to nie przeszkadza. Wiadomo każdy chce zarabiać coraz więcej ale zmieniłam pracę zarobki też. Nic nie poradzę na to że zarabiam mniej. Nigdy nie wypominalam mężowi że zarabiał mniej niż ja. Nawet przed ślubem mój i jego zarobek był naszym wspólnym i razem go wydawaliśmy. Teraz cały czas słyszę że ja mało zarabiam że jestem utrzymanka, że to przeze mnie mamy mniej kasy itp itd. Doszło do tego że kłócimy się o wszystko, zaczynając od małych pierdol po większe dycyzje. Coraz częściej pada słowo rozwód. Już kilka razy usłyszałam że to ja mam się wyprowadzić bo to jego dom bo on płaci kredyt. Ale o tym kto tankuje samochody płaci za jedzenie to nikt nie myśli. Aby było lepiej jestem w stanie odmówić sobie nowej torebki czy butów by mąż karnet na basen czy siłownię bym znowu nie usłyszała że za mało zarabiam i na nic nas nie stać. Sama nie pamiętam kiedy kupiłam sobie coś nowego a tylko słyszę że jestem na jego utrzymanie i całymi dniami nic nie robię ( mam nielimitowany czas pracy i często jestem w domu, bo w nim pracuje). Jestem na skraju załamania nerwowego. Nic mnie nie cieszy, nie mam ochoty wychodzić ze znajomymi, na dostatek smutki zajadam co również przyczyniło się do tego że przytyłam ok 20kg i nie dość że jestem utrzymanka to jeszcze jestem gruba. Seks w naszym małżeństwie to obowiązek raz na kwartał jak nie rzadziej. Nigdy nie dziecko bo wiem jaka jest sytuacja i że w naszym wypadku to nie będzie proste ale z wiekiem coraz częściej odzywa się instynkt macierzyński i zazdroszczę koleżanka które są mamami. Nic nie mówię by znowu nie wywoływac kłótni. I tak usłyszę że nie stać nas na dziecko, poza tym dziecko to obowiązek a on nie chce dzieci bo dzieci go wkurzają itp. Staram się dawać z siebie 100% gotowanie sprzątanie pranie nawet typowe męskie zajęcia typu koszenie trawy czy wymiana żarówki. O te męskie zajęcia nigdy nie mogę się doprosić męża bo twierdzi że nie ma czasu pomimo że kończy pracę o 15stej. Jako że często pracuje w domu to jak twierdzi mój przecież to nie jest praca więc mam w domu ogarniać dosłownie wszystko :( Zamknęłam się w sobie, nie mam nikogo kto by mnie zrozumiał i czuję się okropnie. Mąż w weekendy wychodzi z kumplami na miasto a ja zostaje sama z butelką wina :( Nie wiem co mam robić. Terapia nie wchodzi w grę bo on nigdy się na to nie zgodzi. Twierdzi że on nie ma problemu. Tylko to wszystko przeze mnie i to ja mam problem bo mamy mniej kasy i nie na wszystko nas nie stać. Z miesiąca na miesiąc jest tylko gorzej. Czuję się nic nie warta i nie wiem co że sobą zrobić. Myślałam że wspólne wakacje za granicą czy wyjście na kolację pomaga ale niestety wszystko kończy się kłótnia i mąż traktuje mnie jak powietrze albo jeśli chce pogadać ucina temat myślę sobie że będąc w innym związku nie miałabym takich problemów np. nie czekaliby mnie inspirują vitro (o ile kiedyś do niego dojdzie, bo Jaśnie Pan może zawsze twierdzić że nie chce dzieci). Nigdy tego nie wypominalam mężowi clby nie robić mu przykrości ale on mi przykrości nie oszczędza. Odnosi się do mnie gorzej niż do zwierzęcia :( Przepraszam że się tak rozpisalam ale musiałam sobie kto mnie wesprze w problemie bo nie wiem co że sobą zrobić. Dołączył: 2009-05-18 Miasto: Rajskie Wyspy Liczba postów: 86172 15 sierpnia 2017, 23:20 Raczej bym nie wierzyła w to, że jak zaszlabys w ciążę to nagle by się obudziły w nim pokłady rodzicielskiej miłości...zwłaszcza, jeśli macie problemy i bez in vitro w ciążę nie zajdzisz. Nie możesz zmusić go do on się stresuje tym, że nie daje rady zarobić tyle, by pokryć Wasze potrzeby. Może wcale psychicznie nie czuje się super z tym, że Ty rezygnujesz z rzeczy dla siebie, żeby on na coś miał. Z tym, ze to jednak Ty zapewnialas Wam lepszy byt. Facetom ciężko jest się przyznać do takich porażek, a tak pewnie myśli. Może to rodzi w nim kolejne frustracje. Naiwnie myśląc oczywiscie, ale kto wie... Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:21 Moze przeczytaj sobie ksiazke o kobietach, ktore kochaja za bardzo. Przykre co piszesz... a nawet zalosne... Za forse kupowac szacunek dla siebie.... nie no... bez jajNie chcę kupować szacunku. Ale mnie zrozumialyscie. Mówię tylko że tak się wtedy czułam. Nie czuję się teraz źle że zarabiam mniej bo mam pracę z której czerpie satysfakcje i nie muszę się płaszczyć przed szefem. Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:23 cancri napisał(a):Raczej bym nie wierzyła w to, że jak zaszlabys w ciążę to nagle by się obudziły w nim pokłady rodzicielskiej miłości...zwłaszcza, jeśli macie problemy i bez in vitro w ciążę nie zajdzisz. Nie możesz zmusić go do on się stresuje tym, że nie daje rady zarobić tyle, by pokryć Wasze potrzeby. Może wcale psychicznie nie czuje się super z tym, że Ty rezygnujesz z rzeczy dla siebie, żeby on na coś miał. Z tym, ze to jednak Ty zapewnialas Wam lepszy byt. Facetom ciężko jest się przyznać do takich porażek, a tak pewnie myśli. Może to rodzi w nim kolejne frustracje. Naiwnie myśląc oczywiscie, ale kto wie...Też o tym myslalam ale tyle razy chciałam z nim o tym pogadać i nic. Nie powiem że kilka razy podczas kłótni o kasę powiedziałam że ma iść na drugi etat jak tak mu zle. Mnie jakoś nikt nie żałował gdy pracowałam całe dnie. Niestety wtedy jest jeszcze gorzej. Ani prośba ani groźba :( Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:25 pianazbialek napisał(a):Karolinkaaa2017 napisał(a):Posterisan napisał(a):Serio, facet nazywa cię gruba utrzymanką, a ty chcesz sobie dzieciaka z nim robić? Może ja się nie znam, nie jestem w końcu mężatką. Ale dla mnie to jest jakich chory na etapie że tak mocno odezwał się instynkt macierzyński że gdyby jutro mi powiedział że jedziemy do kliniki to bym od razu się spakowała i jechała. Nie zważając na to jak jest między więcej moze jestem glupia ale w duchu myślałam że może gdybyśmy mieli dziecko byłoby inaczej. nawet jeśli on się zgodzi na to dziecko, to nie powinnaś go mieć, bo zafundujesz dziecku fatalnego ojca i życie, chciałabyś żeby tak samo jak ciebie a może i gorzej traktował dziecko, żeby miało traumę? On się zmieni, jak schudniesz i przyniesiesz do domu pieniądze. Nie miej złudzeń. To nie jest materiał na ojca ani męża. W małżeństwie ludzie powinni się wspierać kiedy jest źle, a nie kochać tylko kiedy jest dobrze. Ludzie się rozwodzą, kredyt was wcale nie wiarze, on może cię spłacić, może wziasc cały kredyt na siebie. Ludzie mają kredyty a się tak ale dlaczego jak zajmuje się cudzymi dziećmi nie sprawia mu to problemu i nie widać że go dzieci drażnią czy denerwują ? Tego nie mogę zrozumieć. Dołączył: 2011-09-10 Miasto: Warszawa Liczba postów: 11259 15 sierpnia 2017, 23:25 Przykre, ale chyba faktycznie trafiłaś na kogoś, kto był z Tobą dla pieniędzy. Ja bym na razie zacisnęła zęby i skupiła się na rozwijaniu firmy i zadbaniu o siebie. A potem bym się zastanawiała dalej. Według mnie nie warto teraz robić rewolucji. Rozwód w tej chwili i walka o wszystko wcale nie poprawią Twojej sytuacji. Jakoś strasznie Ci ten mąż kołków na głowie nie ciosa, chociaż Cię nie szanuje. Ale mimo wszystko masz dach nad głową i możesz pracować. Zdystansuj się, nie odpowiadaj na zaczepki, nie poruszaj tematu dzieci. Zacznij żyć własnym życiem. Odbij się od własnego dna. A jak już się odbijesz, to Twoje decyzje będą z zupełnie innej pozycji. Dołączył: 2017-05-09 Miasto: Za Górami Liczba postów: 70 15 sierpnia 2017, 23:27 Karolinkaaa2017 napisał(a):smoothmoves napisał(a):Karolinkaaa2017 napisał(a):Tak przed ślubem ustalimy że chcemy dzieci. Wiedzieliśmy już wtedy że nie będzie to proste i czeka nas in vitro. Jakoś nigdy wcześniej nie mówił że mu dzieci przeszkadzają i ich nie chce. A dla mnie ostatnio to duży problem. Oglądając zdjęcia koleżanek i ich dzieci łzy cisna mi się do oczu :(W takim razie odwołaj się do tego co ustalaliście. Normalnie tracę wiarę w ludzi - na każdy problem małżeński prawie jednogłośnie na forum zapada wyrok: najlepszy takie mamy czasu że najprościej się się odwołuje do tego co kiedyś mówił to on stwierdza że teraz myśli inaczej. Nie lubi dzieci, nie chce się nimi zajmować. A gdy już mu przyjdzie się chwilę zająć np podczas grupa dzieckiem znajomych to widzę że dobrze się bawi i nie sprawia mu to kłopotu. Jedynka on twierdzi że cudze co innego bo jest na może jednak tego kretyna pobronie, bo jednak każdy ma prawo zmienić zdanie. To lepiej żeby miał dziecko mimo, że go nie chce i go nie kochał, czy lepiej że powiedział prawdę, że teraz się zmienił i myśli inaczej? Bo chyba lepsza ta druga opcja. Ja nie jestem za rozwodami, kiedy oboje chcą ratować związek, widzą problemy, chcą zmiany, ale tutaj facet jak sama piszesz obraża cię, krzyczy, nie wspiera w trudnych monetach, wykorzystuje, wyręcza się tobą, a w kłótniach używa wulgaryzmów. Serio? To jest normalne? Ja jestem z takiej rodziny, i pamiętam jak było mi źle w dzieciństwie, dlatego mam nadzieję, że nawet jeśli zmusisz męża do posiadania dzieci to nie uda Ci się zajść w ciążę, bo dziecko zaluguje na dobrego ojca i na matkę, która zamiast własnych potrzeb (bo ja chcę mieć dziecko za wszelką cenę) myśli o jego dobru. Ogarnij się dziewczyno. Jak będziesz miała 50lat i wtedy to naprawdę będzie ciężej zrealizować te marzenia będzie cholernie za późno. On się zmieni? Taaa, jasne, takie rzeczy to w filmach. Dołączył: 2017-05-09 Miasto: Za Górami Liczba postów: 70 15 sierpnia 2017, 23:29 Karolinkaaa2017 napisał(a):pianazbialek napisał(a):Karolinkaaa2017 napisał(a):Posterisan napisał(a):Serio, facet nazywa cię gruba utrzymanką, a ty chcesz sobie dzieciaka z nim robić? Może ja się nie znam, nie jestem w końcu mężatką. Ale dla mnie to jest jakich chory na etapie że tak mocno odezwał się instynkt macierzyński że gdyby jutro mi powiedział że jedziemy do kliniki to bym od razu się spakowała i jechała. Nie zważając na to jak jest między więcej moze jestem glupia ale w duchu myślałam że może gdybyśmy mieli dziecko byłoby inaczej. nawet jeśli on się zgodzi na to dziecko, to nie powinnaś go mieć, bo zafundujesz dziecku fatalnego ojca i życie, chciałabyś żeby tak samo jak ciebie a może i gorzej traktował dziecko, żeby miało traumę? On się zmieni, jak schudniesz i przyniesiesz do domu pieniądze. Nie miej złudzeń. To nie jest materiał na ojca ani męża. W małżeństwie ludzie powinni się wspierać kiedy jest źle, a nie kochać tylko kiedy jest dobrze. Ludzie się rozwodzą, kredyt was wcale nie wiarze, on może cię spłacić, może wziasc cały kredyt na siebie. Ludzie mają kredyty a się tak ale dlaczego jak zajmuje się cudzymi dziećmi nie sprawia mu to problemu i nie widać że go dzieci drażnią czy denerwują ? Tego nie mogę cudze dzieci na godzinę to nie to samo co swoje na całe życie. Bo dziecko to jest wyrzeczenie. A może tak naprawdę on by chciał mieć dziecko, ale nie z Tobą, tylko czeka aż pojawi się inna, a z tobą jest do tego czasu, nie możesz tego wykluczyć w sytuacji w której jesteś. Obudź się, samymi Twoimi chęciami nie uratujesz tego małżeństwa. sofro 15 sierpnia 2017, 23:30 Karolinka, albo ty cos nie rozumiesz z zycia, albo zadna osoba na tym forum nie rozumie zycia. Tlumaczysz sie juz 5 strone - i w sumie nie wiadomo co chcesz udawadniac. Dupka nie da sie obronic. Strach, ze sobie sama nie dasz rady - tez jest taki troche patykiem na wodzie pisany - jestes sama, wiec nawet jako wspollokatorka mozesz placic polowe czynszu). Jaki sens siedziec w zwiazku i marzyc o zdradzie? Facet ci zarzuca, ze jestes jego utrzymanka a chcesz fundnac sobie dziecko z nie jego sperma.... czyli nastepna osobe na jego utryzmaniu. Powaznie tak wyglada wg ciebie szczescie?Naprawde nie rozumiesz prostego przekazu jaki ci facet daje? Nie kocha cie i nie szanuje, bo za malo zarabaisz. Seksu nie ma bo za malo zarabiasz. Dziecka nie ma bo za malo zarabiasz. Czego tutaj nie rozumiesz?Nikt ci nie zarzuca, ze odeszlas z dobzre platnej pracy, po co o szefie wspominasz? Tutaj an forum nie ma tego twojego buca, abys musiala o tym mowic. Edytowany przez 15 sierpnia 2017, 23:32 Karolinkaaa2017 Dołączył: 2017-08-15 Miasto: Liczba postów: 60 15 sierpnia 2017, 23:30 AgnieszkaHiacynta napisał(a):Przykre, ale chyba faktycznie trafiłaś na kogoś, kto był z Tobą dla pieniędzy. Ja bym na razie zacisnęła zęby i skupiła się na rozwijaniu firmy i zadbaniu o siebie. A potem bym się zastanawiała dalej. Według mnie nie warto teraz robić rewolucji. Rozwód w tej chwili i walka o wszystko wcale nie poprawią Twojej sytuacji. Jakoś strasznie Ci ten mąż kołków na głowie nie ciosa, chociaż Cię nie szanuje. Ale mimo wszystko masz dach nad głową i możesz pracować. Zdystansuj się, nie odpowiadaj na zaczepki, nie poruszaj tematu dzieci. Zacznij żyć własnym życiem. Odbij się od własnego dna. A jak już się odbijesz, to Twoje decyzje będą z zupełnie innej pozycji. No na chwilę obecną nie widzę innej życie bez miłości i seksu jest dla mnie bardzo trudne. Nawet jedzenie obiadu jest jakaś porażka skoro się do siebie nie odzywamy i każdy patrzy w swój telefon albo tv :( to mnie tak Dołuje że nawet na pracy mam problem się co najlepsze powiem Wam dziewczyny ze Nasi znajomi uważają Nas za parę idealna bez problemów. "Bo ona go nie ogranicza, on wychodzi sam, ona sama, czasem razem na imprezę wśród znajomych" - małżeństwo idealne. Dołączył: 2016-08-11 Miasto: Liczba postów: 1930 15 sierpnia 2017, 23:34 Karolinkaaa2017 napisał(a):No tak ale dlaczego jak zajmuje się cudzymi dziećmi nie sprawia mu to problemu i nie widać że go dzieci drażnią czy denerwują ? Tego nie mogę tak mam. Jestem miła dla cudzych dzieci i umiem się nimi zająć, do tego stopnia że słyszę, że byłabym świetną matką. Ale nie byłabym i nie chce i już. Czułe podejście do dzieci nie ma tu znaczenia. Więc w tej kwestii w 100% go rozumiem. Może zmienił zdanie, a może dojrzał do tego poglądu. Albo najzwyczajniej w świecie wizja posiadania potomstwa nigdy nie przyprawiała go o zachwyt, ale nie miał odwagi o tym mówić, bo widział, że tobie zależy. Edytowany przez Posterisan 15 sierpnia 2017, 23:47 dr Krzysztof Szwarc Sytuacja demograficzna kraju utożsamiana jest często ze stanem i strukturą ludności oraz z liczbą urodzeń i zgonów. Jeżeli opracowanie dotyczące spraw ludnościowych przygotowane jest przez osoby rzetelnie analizujące dane to zawiera w sobie stosowne wskaźniki, które pomagają zrozumieć powagę sytuacji. Stosunkowo rzadko w kontekście kryzysu demograficznego porusza się temat małżeństw. A przecież jest to również element ruchu naturalnego, w znaczący sposób wpływający na postawy i działania prokreacyjne. Najwięcej dzieci nadal rodzi się w małżeństwach Nadal zdecydowanie najwięcej dzieci rodzi się w związkach małżeńskich – w ostatnich latach rodzice około 75 proc. nowo narodzonych dzieci w Polsce są małżeństwem. Warto przy okazji zastanowić się czy ta większość to nadal „dużo”. Mniej więcej od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku wspomniany odsetek maleje. Wcześniej udział urodzeń małżeńskich w ogólnej liczbie narodzin był na stabilnym poziomie, około 95 proc. rocznie. W roku 1995 było to już 90,5 proc., w 2000 87,9 proc., w 2005 81,4 proc., w 2010 79,3 proc. a w 2015 75,4 proc. Te dane potwierdzają fakt zmiany podejścia do małżeństwa. Wcześniej praktycznie niedopuszczalna społecznie była sytuacja wychowywania dziecka poza związkiem małżeńskim. Małżeństwo odbierane było między innymi jako źródło zapewnienia dziecku godziwych warunków do wychowania. Gdy kobieta zachodziła w ciążę, nie będąc w związku małżeńskim to bardzo często rodzice dziecka, które niebawem miało przyjść na świat decydowali się na ślub. Dziś takie postrzeganie związku należy w wielu środowiskach do przeszłości i utożsamiane jest z pewnym zniewoleniem. Konsekwencją tego faktu jest to, że co czwarte dziecko rodzące się w Polsce ma rodziców, którzy nie są w związku małżeńskim. Urodzenia poza związkami małżeńskimi coraz liczniejsze Warto dodać, że odsetek urodzeń pozamałżeńskich w Polsce na poziomie około 25 proc. jest jednym z niższych w Europie. Tylko w trzech krajach Unii Europejskiej omawiany wskaźnik jest mniejszy niż w Polsce. Są to: Grecja (ok. 12 proc.), Cypr (ok. 21 proc.) i Chorwacja (ok. 22 proc.). W wielu państwach ponad 50 proc. nowonarodzonych dzieci ma rodziców, którzy nie są małżeństwem (np. Belgia, Dania, Estonia, Holandia, Słowenia, Szwecja). Relatywnie najwięcej takich dzieci rodzi się we Francji – 61 proc. Młode osoby coraz częściej decydują się na tzw. związki partnerskie, polegające na prowadzeniu wspólnego gospodarstwa domowego oraz wychowywaniu dzieci (jeśli się pojawią) bez „rejestracji” tego związku. Prawidłowość ta jest widoczna nie tylko we wzroście urodzeń pozamałżeńskich, ale także w liczbie zawieranych związków małżeńskich. W 2020 roku na ślubnym kobiercu stanęło 145 tys. par. W przeliczeniu na tysiąc mieszkańców kraju to zaledwie 3,78 ślubów. To zdecydowanie najniższa liczba w całej powojennej historii kraju. Należy jednak pamiętać o tym, że niektóre osoby zdecydowały się przełożyć lub odwołać ślub ze względu na ograniczenia związane ze stanem epidemii. Wcześniej, w drugiej dekadzie XXI wieku omawiany współczynnik oscylował wokół pięć (na tysiąc mieszkańców), a zawieranych było nieco poniżej 200 tys. związków małżeńskich rocznie. W latach 70-tych na ślubnym kobiercu stawało ponad 300 tys. par (średnio niespełna dziesięć na tysiąc mieszkańców), więc obecnie natężenie analizowanego zjawiska jest na poziomie połowy intensywności z okresu sprzed około 50 lat. Instytucja małżeństwa traci na znaczeniu Przytoczone informacje poświadczają fakt, że instytucja małżeństwa powoli traci na znaczeniu. W badaniach prowadzonych na młodych osobach coraz częściej pojawiają się opinie, że jest to zbędna formalność. Ale też argumentuje się taką postawę obawami o jakość związku i unikaniem procedury ewentualnego rozwodu. W badaniach pojawia się też tzw. dziedziczenie związków, co oznacza, że niemały odsetek młodych osób czerpie wzorce ze związku swoich rodziców, niestety też te negatywne: pochodzenie z rozbitej rodziny zmniejsza prawdopodobieństwo zawarcia związku małżeńskiego, a nawet szansę bycia w jakimkolwiek związku. Przytoczona analiza dotyczy związków małżeńskich cywilnych (w tym takich, które są zawierane w kościołach). Autor jest demografem, pracownikiem Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, członkiem Sekcji Demografii Historycznej Polskiego Komitetu Demograficznego PAN, członkiem Polskiego Towarzystwa Statystycznego, redaktorem statystycznym Zeszytów Naukowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, członkiem Rady Rodziny przy Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej, a także Rady Rodziny przy Wojewodzie Wielkopolskim. Tata trojga dzieci. Zdjęcie ilustracyjne: Member Zarejestrowany: Jan 2019 Wiadomości: 76 Witajcie, moje małżeństwo przechodzi kryzys. Rozmowy nie pomagają. Uważam, że jedynym rozwiązaniem jakie nam pozostało jest gniezno. Czy ktoś z Was próbował ratować swój związek w gabinecie? Czy jest o co walczyć? Jestem załamana, bo nie chcę spisywać na straty dziesięcioletniego małżeństwa. Last edited by disne; 26-06-2020, 16:30. Powód: link Junior Member Zarejestrowany: Jun 2020 Wiadomości: 1 Odp: Kryzys w małżeństwie Skąd ja to znam... U mnie nie tylko w małżeństwie ostatnio się nie układa. Ogólnie życie ciężkie się jakieś zrobiło. Pęd życia, nadmiar obowiązków... żyjemy za szybko i rzeczywiście nieustannie towarzyszy nam stres. Słabsze osoby zwyczajnie sobie z nim nie radzą. Co w takim razie powinniśmy zrobić? Myślę, że rozmowa z psychologiem to bardzo dobry pomysł. W Warszawie warto skontaktować się ze specjalistami z Mają 4 poradnie w mieście, umożliwiają także wizyty online. Duże doświadczenie, ludzkie podejście i rozsądne ceny. Last edited by disne; 26-06-2020, 16:30. Powód: link Skomentuj Junior Member Zarejestrowany: Mar 2020 Wiadomości: 14 Odp: Kryzys w małżeństwie Nie znam związku, który nie przechodziłby nigdy kryzysu, to już jest wpisane w jego naturę Niestety, będąc z kimś 10 lat - mając go u boku prawie cały czas, śpiąc z nim, jedząc z nim, wyjeżdżając z nim na wakacje, po prostu nudzimy się nim i to z wzajemnością. To jest całkowicie normalne, a potęguje w okolicach 40stki, kiedy zaczynamy czuć ten bagaż lat i zaczynamy pewne kwestie w naszym życiu podsumowywać. Polecam ciekawą książkę psychoterapeurki Katarzyny Kucewicz na temat właśnie kryzysów w związkach i sposobów/możliwości ich rozwiązywania Last edited by gagatka; 18-09-2020, 15:24. Powód: link Skomentuj Junior Member Zarejestrowany: Oct 2020 Wiadomości: 4 Jak ja miałem kryzys w małżeństwie to podjąłem decyzje że zabiorę moja kochaną małżonkę do Francji. Wtedy skorzystaliśmy z bardzo dobrej firmy xxx . Last edited by gagatka; 21-10-2020, 11:15. Powód: link Skomentuj Junior Member Zarejestrowany: Mar 2020 Wiadomości: 15 najlepiej to zrobic jakąs odskocznie od codziennego zycia. pojechac gdzies, pogadac o pierdołach, zrobic cos razem. polecam wynając przyczepe campingową na półwyspie helskim xxx i pozwiedzac troche Last edited by gagatka; 28-01-2021, 17:06. Powód: link Skomentuj Member Zarejestrowany: Nov 2020 Wiadomości: 31 Jak trafi się dobry specjalista to na pewno pomoże Skomentuj Nie daj się ugotować! Żaba wrzucona do wrzątku wyskoczy natychmiast. Ale żaba włożona do zimnej wody i podgrzewana nie zauważy, że się ugotowała. Mimo że metafora ta nie znalazła empirycznego potwierdzenia, może pomóc nam w zrozumieniu, czym jest kryzys i jak z sytuacji kryzysowej można skorzystać. W kontekście metafory kryzys byłby momentem wrzucenia do gorącej wody, z której albo uda się szybko wyskoczyć, albo zostaniemy ugotowani. Doszło już chyba do tego, że wszelkiego rodzaju trudności traktowane są jako kryzys. Stąd pisanie o kryzysie staje się pisaniem o wszystkim. Takie podejście nie jest zgodne z pierwotnym rozumieniem tego pojęcia i - co gorsze - pozbawia nas możliwości rozumienia pewnych szczególnych i ważnych życiowych sytuacji; sytuacji, w których musi dojść do szybkiej i radykalnej zmiany. Hipokrates mówił o kryzysie w kontekście choroby. Jako lekarz za kryzys (krisis, z jęz. gr. sąd) uznał moment przesądzający o stanie chorego, czyli moment maksymalnego nasilenia objawów choroby, po którym dochodzi do radykalnej zmiany stanu organizmu: chory wyzdrowieje i będzie żył albo umrze. Podobnie kryzys rozumiany jest na gruncie psychologii. Lindemann i Caplan określili kryzys psychiczny jako reakcję człowieka zdrowego na sytuację trudną, w której dotychczas stosowane sposoby radzenia sobie stały się niewystarczające. Skutkiem kryzysu musi więc być radykalnie nowy - konstruktywny lub destruktywny - sposób funkcjonowania. Trzeba pamiętać, że kryzys psychiczny nie jest chorobą. Jest jedną z reakcji człowieka zdrowego na spotykające go trudności. Po kryzysie coś się zmienia, coś zostaje przesądzone. Efektem reakcji na kryzys musi być zmiana dotychczasowego funkcjonowania, ponieważ - i jest to w rozumieniu kryzysu bardzo ważne - dłużej już, tak jak dotychczas, żyć się nie da. Kryzys, jak pisał Allport, jest sytuacją emocjonalnego i umysłowego stresu, wymagającą zmiany perspektywy w ciągu krótkiego czasu. Kryzys nie jest zatem sytuacją stresu jakąkolwiek, lecz taką, która wymaga zmiany, i to zmiany w ciągu krótkiego czasu. Nie może trwać długo, ponieważ w czasie kryzysu człowiek przestaje sobie radzić i albo szybko wypracuje nowe sposoby konstruktywnego radzenia sobie z rzeczywistością, albo ponosi dotkliwe konsekwencje nieradzenia sobie. Czym więc jest tzw. trwający wiele lat kryzys małżeński? W wyżej przedstawionym rozumieniu to już nie kryzys, ponieważ szansa na szybką i radykalną zmianę nigdy się nie pojawiła lub została zaprzepaszczona. Cóż zatem? To oczywiście zależy od sytuacji, ale zazwyczaj jest to stan względnie trwałego zaburzenia relacji małżeńskiej; stan, w którym jest coraz więcej bólu i jednocześnie coraz mniej nadziei. To stan, który wymaga innego podejścia niż kryzys. Odwołując się do przytoczonej na początku artykułu metafory, należałoby stwierdzić, że tzw. przewlekły, chroniczny, długotrwały kryzys małżeński jest gotowaniem żaby, czyli powolnym jej zabijaniem. W tej sytuacji jest ona zupełnie bezbronna, ponieważ stopniowo przyzwyczaja się do niszczących ją warunków i nie widzi zagrożenia. To, co powszechnie nazywamy przewlekłym kryzysem, może w rzeczywistości okazać się stanem utrwalonej patologii. Zbyt dosadnie? Rzeczywiście, może lepiej mówić o długotrwałych trudnościach, trudnym życiu bądź pocieszać się stwierdzeniem, że człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. Można też oddać się pracy, poświęcić dla dzieci albo rozpuścić odczucia w alkoholu. Ale może jednak warto nazwać rzeczy po imieniu po to, żeby sprowokować kryzys, czyli wyrwać żabę ze stanu groźnego uśpienia, obudzić ją i motywować do walki. Niekiedy zdrowsza jest sytuacja, w której musi coś się zmienić, niż rezygnacja połączona z usilnym przyzwyczajaniem się pod pretekstem, że nic nie da się zrobić. Kryzys jest swego rodzaju wstrząsem, motywującym do zmiany przebudzeniem, rodzącym przerażenie i bunt wyzwaniem. Jak wygląda to w życiu? Oto kilka przykładów, z których każdy można by zacząć od słów: "wszystko było dobrze, aż tu nagle…"; "uderzyłem po raz pierwszy żonę…"; "…zdradziłam męża - totalny szok!"; "od kilku miesięcy codziennie piję…"; "wykrzyczałam córce, że ją nienawidzę…"; "…zauważyliśmy, że już od wielu miesięcy nie rozmawiamy ze sobą, nie sypiamy razem". Być może niektórzy odruchowo próbują robić wszystko, żeby było tak, jak dawniej. Próbują wziąć się w garść i żyć bardziej uważnie, postanawiając, że już nigdy więcej. Próbują przebaczać, sądząc mylnie, że aby to zrobić, trzeba zapomnieć i żyć dalej, mimo wszystko. Wszystkie te strategie pozwalają zażegnać kryzys, zmieniając go, niestety, w stan… No właśnie, czego? Przedłużających się trudności, ciężkiego życia, a może zaburzenia i patologii. Stłumiony wybuch złości zaowocuje kolejnym wybuchem, pozornie zapomniana krzywda będzie obrastać murem żalu i skrywanej nienawiści, wyciszony lekami lęk powróci. Warto powiedzieć sobie, że po pierwszym akcie przemocy, po pierwszej zdradzie, po pierwszym bólu wywołanym samotnością we dwoje nigdy nie będzie tak, jak było wcześniej. Życie zmieni się dość poważnie. Być może małżonkowie zaczną się od siebie konsekwentnie oddalać, zamykać się w sobie, zakładać maski, zawierać każdego dnia na nowo pakt o nieagresji. Może być też tak, że ich toksyczny związek wzmocni i utrwali rodząca się powoli i niszcząca obie strony patologia. Mogą jednak skorzystać z szansy, jaką daje im kryzys. Może wypracują nowe bardziej konstruktywne sposoby radzenia sobie z agresją; staną się bardziej zdolni przebaczać; zaczną być bliżej siebie, kochając się bardziej dojrzale, czule i głębiej. Może - co też warto brać pod uwagę - zerwą swój niszczący, toksyczny, niedający nadziei na wspólne dobre życie związek. Na koniec chciałbym przypomnieć żabę - nie tę z biologicznych eksperymentów, którą ugotować trudno, ale tę z przytoczonej na wstępie metafory. Owszem, wyskakując z gorącej wody, można połamać sobie nogi, ale można też wskoczyć na wyższy poziom i jeszcze bardziej poczuć, że się żyje. Ważne, aby nie dać się ugotować. *** *ks. dr Wiesław Błaszczak SAC - doktor psychologii; duszpasterz, rekolekcjonista. Zajmuje się poradnictwem duchowym i psychologicznym oraz psychoterapią. Od 2003 r. prowadzi prywatną praktykę terapeutyczną w Ośrodku Terapeutyczno-Szkoleniowym OTS w Lublinie ( Artykuł ukazał się w Zbliżeniach nr 5 pt. "Kryzys". Zbliżenia to psychologiczne czasopismo dla małżeństw uwzględniające wartości chrześcijańskie. Moja sytuacja jest beznadziejna!!! Jesteśmy ze sobą 20 lat (13 po ślubie). Zawsze byłam wierna i wyrozumiała. Akceptowałam jego hobby: sporty zimowe i letnie, motor. Czasami gdy przyszedł po imprezie z kolegami, dostawał smsy od kobiet. Nie zdarzało się to często. Zapewniał mnie, że nie interesują go inne kobiety. Wszystkim mówił jak mnie kocha, że jestem najważniejsza. Choć robił co chciał. 1,5 roku temu odkryłam jego list miłosny do innej kobiety, gdzie pisał, że ją kocha. Zrobiłam afere, płakałam, chciałam się rozstać, ale nadal go kochałam i nie potrafiłam odejść. On mówił, że ten list to głupota i nic do niej nie czuje. Minął rok. Znalazłam smsy od niej o treści: mój misiu, kochanie... Znów się wypierał, że to nic poważnego, że to niby ktoś go zaczepia. 3 m-ce póżniej znalazłam jej nagie zdjęcia w jego komputerze. Przyznał się, że mnie zdradził, ale mówiąc, że ja jestem temu winna, bo nie miałam czasu, jeździłam do mamy, skupiłam się na dzieciach, nic nie dzieje się bez przyczyny itd... Całą swoją wine zrzucił na mnie. A tymczasem całe życie mnie zaniedbywał. Wymyślał na siłe hobby, wyjazdy, upijał się do nieprzytomności. Zawsze najważniejszy był ON i jego sprawy. Od odkrycia prawdy minęły 2 m-ce. Śpimy osobno, rozmawiamy służbowo. Ostatnio zaproponowałam reanimacje związku, albo rozwód. On woli taki stan jak teraz. Dodatkowo dowiedziałam się od jego kochanki, że mnie przed nią obgadywał, nawet nazwał mnie brudasem, czego nie moge przeżyć, bo to największe kłamstwo. Nie wiem czy z nią nadal jest. Mam tego dosyć. Jestem chora i nie mogę żyć w stresie, a on mnie denerwuje, ignoruje. Powiedział, że nie już do mnie takiego uczucia jakie było kiedyś, choć dał mi walentynkę. Chce by się zmienił, ale on nie chce. Ja nie moge tak dalej obok żyć. Myśle o rozstaniu. Co robić???

kryzys w małżeństwie forum